W piątek wybraliśmy się do doktora Karlika, który po raz pierwszy ustawiał Heli pierwszy procesor. Dosyć dlugo rozmawialiśmy o plusach i minusach drugiego implantu. Wiem, że byłoby to bardzo ciężkie przeżycie dla niej i dla nas. Tym bardziej, że kwalifikacja mogłaby zbiec się z terminem poroodu...Na wizycie pan doktor zrobił test korzyści z aparatu, który dosyć chętnie nosi na lewym uchu. Byliśmy w szoku, że w aparacie ma takie korzyści i słyszy nawet ciche dźwięki! Przy 20-30 dB była niepewna i szukała potwierdzenia na twarzy męża lub lekarza. Sam dr stwierdził, że w tej sytuacji chwilowo powinniśmy odłożyć decyzję o drugim implancie, bo Hela świetnie radzi sobie w aparacie, a korzyści z drugiego implantu będą porównywalne z tymi, jakie obecnie ma w aparacie.
No i przede wszystkim ma z niego korzyści, co jest najważniejsze. Bardzo mnie to uspokoiło, gdyż nie chciałabym jej ograniczać sznsy na lepszy rozwój.
A w sobotę wybraliśmy się wraz ze znajomymi do ZOO w Poznaniu :-) Już od jakiegoś czasu chcieliśmy tam pójść, ale zawsze "coś" stało na drodze. Tym razem się udało :-) Heli bardzo podobały się żyrafy, które miały baaaardzo długie szyje, kaczki, które przechadzały się alejkami i kucyki w strefie dla dzieci. Największą atrakcją zarówno dla niej jak i dla Wiktora była chyba przejażdzka kolejką po ZOO :-) Pozwoliło to nam choć trochę zregenerować się i mieć siłę na dalsze przygody ze zwierzętami. Potem skorzystaliśmy z okazji, że Maltanka ma przystanek obok ZOO i przejechaliśmy się nią.
A żeby wykorzystać piękną pogodę, jaka była po obiedzie pojechaliśmy na Cytadelę na błogie lenistwo. Zabraliśmy kocyk, owoce jakieś zabawy i leżeliśmy i nic nie robiliśmy :-) Oczywiście koniecznie było zaliczenie placu zabaw. Wieczorem po dniu pełnym wrażeń padła o wczesnej porze, co jest rzadkością. To był dobry dzień :-)
Niedzielę spędziliśmy leniwie i aktywnie. W Kościele siedział przed nami prof. Szyfter. Mniej więcej w połowie mszy zauważył Helę i jej mrugające zielone światełko. Delikatnie uśmiechnął się i do końca mszy co chwilę spoglądał w naszym kierunku ;-) Wychodząc również spojrzał się i uśmiechnął się do nas.
Po obiedzie wybraliśmy się na Sołacz. Hela szalała na placu zabaw, a Jarek w tym czasie mógł popracować chwilkę. Później Hela szalała przy drzewach i pozowała do zdjęć. Takich min i poz dawno nie widziałam :)
To był udany weekend. Spokojny, leniwy a zarazem aktywny i rodzinny. Oby więcej takich :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz