wtorek, 25 sierpnia 2015

rozważania o drugim implancie

Jakiś czas temu uczestniczyliśmy w spotkaniu organizowanym przez firmę Medicus dla rodziców dzieci zaimplantowanych bilateralnie. My od jakiegoś czasu zastanawialiśmy się nad takim rozwiązaniem, ze względu na to, że Hela idzie od września do przedszkola państwowego. Bałam się, że w dużej grupie będzie miała problem ze zrozumieniem pani czy też innych dzieci. Grupa jest dwa razy większa od tej, w której obecnie Hela jest w przedszkolu. Rozmawialiśmy z wieloma osobami, logopedami czy też lekarzami. Chcieliśmy aby kwalifilikacja i operacja odbyła się jeszcze do grudnia, przed porodem. Bo potem było by ciężko z organizacją ;-) W takim rozwiązniu nie zwróciliśmy jednak uwagi na jeden dość ważny element, o którym powiedziała nam pani protetyk. Ggdyby te terminy zbiegły się ze sobą Hela mogłaby nie zaakceptować rodzeństwa, bo kojarzyłoby się jej to z operacją, bólem. Po operacji wróciłaby do domu i chciałaby mieć nas dla siebie w 100%, a to byłoby niemożliwe, gdyż maluszek również potrzebowałby tej uwagi i opieki. Zbliżające się miesiące będą dla niej wystarczająco ciężkie i wymagające. Nowe przedszkole a potem jeszcze  pojawi się nowy członek rodziny, który zabierze jej łóżeczko. 

W piątek wybraliśmy się do doktora Karlika, który po raz pierwszy ustawiał Heli pierwszy procesor. Dosyć dlugo rozmawialiśmy o plusach i minusach drugiego implantu. Wiem, że byłoby to bardzo ciężkie przeżycie dla niej i dla nas. Tym bardziej, że kwalifikacja mogłaby zbiec się z terminem poroodu...Na wizycie pan doktor  zrobił test korzyści z aparatu, który dosyć chętnie nosi na lewym uchu. Byliśmy w szoku, że w aparacie ma takie korzyści i słyszy nawet ciche dźwięki! Przy 20-30 dB była niepewna i szukała potwierdzenia na twarzy męża lub lekarza. Sam dr stwierdził, że w tej sytuacji chwilowo powinniśmy odłożyć decyzję o drugim implancie, bo Hela świetnie radzi sobie w aparacie, a korzyści z drugiego implantu będą porównywalne z tymi, jakie obecnie ma w aparacie. 
 No i przede wszystkim ma z niego korzyści, co jest najważniejsze.  Bardzo mnie to uspokoiło, gdyż nie chciałabym jej ograniczać sznsy na lepszy rozwój. 

A w sobotę wybraliśmy się wraz ze znajomymi do ZOO w Poznaniu :-) Już od jakiegoś czasu chcieliśmy tam pójść, ale zawsze "coś" stało na drodze. Tym razem się udało :-) Heli bardzo podobały się żyrafy, które miały baaaardzo długie szyje, kaczki, które przechadzały się alejkami i kucyki w strefie dla dzieci. Największą atrakcją zarówno dla niej jak i dla Wiktora była chyba przejażdzka kolejką po ZOO :-) Pozwoliło to nam choć trochę zregenerować się i mieć siłę na dalsze przygody ze zwierzętami. Potem skorzystaliśmy z okazji, że Maltanka ma przystanek obok ZOO i przejechaliśmy się nią. 

A żeby wykorzystać piękną pogodę, jaka była po obiedzie pojechaliśmy na Cytadelę na błogie lenistwo. Zabraliśmy kocyk, owoce jakieś zabawy i leżeliśmy i nic nie robiliśmy :-) Oczywiście koniecznie było zaliczenie placu zabaw. Wieczorem po dniu pełnym wrażeń padła o wczesnej porze, co jest rzadkością. To był dobry dzień :-)

Niedzielę spędziliśmy leniwie i aktywnie. W Kościele siedział przed nami prof. Szyfter. Mniej więcej w połowie mszy zauważył Helę i jej mrugające zielone światełko. Delikatnie uśmiechnął się i do końca mszy co chwilę spoglądał w naszym kierunku ;-) Wychodząc również spojrzał się i uśmiechnął się do nas. 

Po obiedzie wybraliśmy się na Sołacz. Hela szalała na placu zabaw, a Jarek w tym czasie mógł popracować chwilkę. Później Hela szalała przy drzewach i pozowała do zdjęć. Takich min i poz dawno nie widziałam :) 

To był udany weekend.  Spokojny, leniwy a zarazem aktywny i rodzinny. Oby więcej takich :-)